Sunday, January 22, 2012

Targi Formex w Sztokholmie

Od dawna planowalam wybrac sie na targi dekoracji wnetrz Formex i ciesze sie, ze plan zostal zrealizowany. O maly wlos pocalowalabym tylko przyslowiowa klamke. Przed wejsciem okazalo sie, ze to targi zamkniete, tylko dla profesjonalistow. Pan jednak zapytal o moja wizytowke i na szczescie mialam ich kilka przy sobie, powiedzial, ze sie nada i udalo mi sie wejsc! Uff, tak sie juz cieszylam na te targi, specjalnie pojechalam na nie za miasto i mialabym nie wejsc... to by bylo naprawde smutne.



Zdjec nie mam, bo niestety fotografowanie jest zabronione. Ale ile sie za to napatrzylam.... bylo na co. Dominowal francuski shabby styl, najbardziej zachwycilo mnie stoisko Miljögården oraz Dommo by Gawor. Wystawiali piekny szaro-krysztalowy zyrandol, ktory totalnie mnie zachwycil, niestety na targach nie mozna bylo nic kupic. Piekne rzeczy prezenowane byly tez przez niemiecka firme Huebsch.

Jako fanka mydel na dluzsza chwile zatrzymalam sie przy stoisku marki Lucia, ktora prezentowala pieknie pachnace i wspaniale opakowane mydelka. Wlasciciel byl z Danii, wiec nawet sobie chwile pokonwersowalam odkurzajac dawno nie uzywany juz przeze mnie jezyk.




Na dluzsza chwile zatrzymalam sie tez przy bizuterii. Absolutnie zachwycila mnie marka Snö of Sweden. Mysle, ze wkrotce stane sie posiadaczka tego oto, jakze skandynawskiego naszyjnika. Nawet nie sa jakies szczegolnie drogie.



Naprawde zalowalam, ze nie jestem wlascicielka sklepu, bo na pewno wyszlabym z tych targow z duzym zamowieniem. Coz, moze kiedys sie pokusze o otwarcie czegos swojego. Caly czas szukam pomyslu na to, co bede robila po czterdziestce, bo nie sadze, by moj obecny zawo okazal sie na tyle laskawy, bym mogla w nim dluzej wytrwac.

Zgromadzilam cala mase ulotek, zeby nie zapomniec wszystkich marek i moc w swoim czasie do nich wrocic, poogladac.

Zachwycila mnie wizytowka marki Lucia, w ksztalcie mydelka, jakie oferuje:



A osobny post napisze o marce bizuteryjnej Känsla of Sweden:



Pozdrawiam cieplo
Marta

Monday, January 16, 2012

Pierwsza lekcja szwedzkiego

Wczoraj po raz pierwszy od jakichś 10 lat ponownie zasiadłam w ławie szkolnej, by rozpocząć naukę nowego języka. Przyznam, że to bardzo dziwne uczucie, ani przyjemne, ani nieprzyjemne, po prostu dziwne. Na pewno odczuwa się to jako wyjście ze znanej strefy komfortu, tak jest za pierwszym razem. Po drugim razie już jest lepiej, a później człowiek zaczyna się przyzwyczajać i przejmuje nowy element do swojego życia.

Zajęcia odbywają się wieczorem, więc cały skład kursu to osoby pracujące ze wszystkich części świata: z USA, Estonii, Jemenu, Turcji, Francji, Rumunii, Pakistanu, Szwajcarii. Każdy tak naprawdę z inną historią nauki szwedzkiego, na bardzo różnym poziomie. Jest zatem chłopak, który już od 4 lat mieszka w Szwecji, mówi już całkiem dobrze, tylko z gramatykę chce odświeżyć, dlatego wylądował na tym kursie. I jestem ja, która nigdy nie uczylam się szwedzkiego.

Lekcje są dość wymagające, nauczycielka cały czas mówi po szwedzku. Wczoraj tematem głównym były poszukiwania mężczyzny idealnego dla 34-letniej Anny, która ma w życiu wszystko prócz mężczyzny :) Teamat jak najbardziej na czasie, bo podobno Sztokholm to miasto z największą ilością jednoosobowych gospodarstw domowych.

Stram się jak najwięcej zrozumieć, wyłapać, nieustannie przeszukuję mój umysł próbując odnależć skojarzenia z innych języków. O dziwo, nie jest nawet tak źle jak myślałam, jestem w stanie zrozumieć jakieś 90% nawet jeśli nie rozumiem niekiedy pojedynczych słówek. Okazuje się, że chyba zdążyłam się osłuchać trochę ze szwedzkim, jestem w stanie rozpoznać wyrazy w zdaniu, które wcześniej wydawało mi się jednym długim zdaniem.

Droga jeszcze długa, by rzeczywiście zacząć mówić, nie dopinguje też fakt, że wszyscy wokół bez wyjątku mówią po angielsku. Wiele zależy też od mojej pracy w domu nad językiem, chyba czasami będę musiała wybrać pomiędzy hobby a szwedzkim.

Pozdrawiam ciepło
Marta

Sunday, January 15, 2012

Gotowanie na emigracji

Gotowanie w nowym kraju może okazać się źródłem wielu niespodzianek i przygód kulinarnych, zwłaszcza jeśli nie zna się jezyka danego kraju i kupuje się "na czuja". Nigdy nie ma się pewności, czy kupiło się właściwy składnik i czy będzie miał on te same właściwości co w rodzimym kraju.
Pierwszej przygody kulinarnej doświadczyłam, gdy zaprosiłam, kiedy zaprosiłam do siebie w Szwecji pierwszych gości. Moja specjalność to tarta i tym razem chciałam ją zaserwować. Zdecydowałam się na tartę z serem kozim. Nie miałam pojęcia jak serek kozi nazywa się po szwedzku, ale zdecydowanie pomogło pismo obrazkowe. Ucieszyłam się, że udało mi się odnaleźć wszystkie składniki. Po pierwszym kęsie tarty zorientowałam się, że coś jest nie tak, tarta miała być na słono, ale tym razem nadzienie okazało się być słodkie. Z pomocą niezawodnego google translate odkryłam źródło słodkości, okazało się, że serek był owszem kozi, ale z miodem. Przy okazji przygody kulinarnej udało mi się poznać nowe szwedzkie słówko. Tarta smakowała inaczej niż zazwyczaj, ale była zjadliwa.
Będąc za granicą jest też okazja, by wypróbować nowe potrawy i poznać nowe smaki. Ja w końcu dostałam przepis na tres leches czyli ciasto mleczne i ochoczo zabralam się za pieczenie.

Przepis na TRES LECHES:

SKŁADNIKI:
ciasto:
1,5 szklanki mąki
5 jajek
1/2 kostki masła
1 szklanka cukru
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1,5 łyżeczki ekstraktu z wanilii ( ja po prostu dodałam trochę cukru waniliowego

Sos do nasączenia ciasta:
2 szklanki pełnotłustego mleka
300 g mleka skondensowanego słodkiego
300 g mleka skondensowanego niesłodzonego
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

Bita śmietana na górną warstwę ciasta.

1. Ubij masło z cukrem na gładką masę. Dodaj jajka i wanilię i znów ubij.
2. Powoli dodawaj mąkę wymieszaną wcześniej z proszkiem do pieczenia i zmiksuj wszystko razem.
3. Wyłóż masę do formy wysmarowanej tłuszczem i wstaw do pieca rozgrzanego do 180 stopni. Piecz około pół godziny.
4. Po ostudzeniu ciasta zalej sosem z mleka.
5. Na górę wyłóż bitą śmietanę.

Ciasto udało mi się całkiem dobre, ale wiem już co mogę poprawić następnym razem. Nieufnie podeszłam do tej ilości mleka pełnego podanego przepisie i dodałam mniej. Sos okazał się przez to za gęsty i ciasto się dokładnie nie naśączyło.
Wcześniej nie słyszałam też o mleku skondensowanym niesłodzonym. Prócz tego, że jest niesłodzone ma też inną, bardziej płynną konsystencję od zwykłego mleka skondensowanego.
Ciasto jest naprawdę proste i świetnie smakuje. Górę warto udekorować np. wzorkami gwiazdek z kakao, bo inaczej będzie trochę nudno wyglądać.

Cisto już zostało skonsumowane i nie udało mi się zrobić zdjęć.
Pozdrawiam ciepło nidzielnie.
Marta

Sunday, January 8, 2012

Wierność do bólu

Zastanawiałam się jaki tytuł nadać temu postowi. Gdybym Szweda zapytała o zdanie powiedzieliby coś w stylu "wierność i szacunek tradycji" albo "modny vintage". Ja bym określiła to prędziej jako "niedoróbka fachowców" albo "lenistwo fachowców". Przyznam, że jestem trochę przewrażliwiona, bo przez ten cały vintage, a konkretnie drzwi i vintagowy zamek zostałam okradziona w pierwszym tygodniu mojej bytności w Szwecji.
Ale o czym mowa - o kablach na wierzchu, które przedstawiają taki oto widok:




Włącznik światła w kuchni - w czasie odbioru mieszkania zgłosiłam to jako element połamany, aż uświadomiono mi, że to tak miało być, ten metalowy pypek wystający na środku to małe pokrętełko do modulowania światła.



A to już totalny hard core - kable i rury na wierzchu:



Naprawdę lubię vintage, ale to już dla mnie trochę za wiele.
A co wy sądzicie na ten temat?

Na Nowy Rok nie zrobiłam żadnych postanowień, ale mam marzenia, które chciałabym w tym roku zrealizować. Już od dawna paliłam się do tego, by odremontować mieszkanie w kamienicy i może w tym roku to marzenie ma szansę się spełnić. Jeszcze nie wiemy, czy w Polsce, czy w Szwecji, ale mam nadzieję, że w tym roku staniemy się już właścicielami mieszkania w kamienicy, najlepiej takiej do remontu :)

Pozdrawiam niedzielnie
Marta

Saturday, January 7, 2012

Zimowe wieczory

Wróciłam z Polski i już tęsknię. A im robię się starsza, tym tęsknię bardziej.Kiedy inni myślą jak tu na święta czy na sylwestra wyjść z domu, ja się zapieram i nie wychodzę, bo dla mnie to prawdziwy przywilej móc w końcu zawitać we własnym domu. Pewnie siedziałabym teraz w mojej ukochanej kuchni, magicznie oświetlonej świątecznymi gwiazdkami, napawając się jej wyjątkową dla mnie atmosferą.
Próbowałam ją uchwycić, ale na zdjęciach za bardzo nie wyszło, tym bardziej że mój aparat jest już prawie prehistoryczny.





Jakiś czas temu był u nas pan od sprawdzania wentylacji. Rozglądał się badawczo po kuchni, myślałam, że czegoś szuka w związku z przeglądem. Okazało się po chwili że tak zwyczajnie oglądał sobie moją kuchnię, a po dokonaniu lustracji stwierdził "chodzę po różnych kuchniach, teraz to wszędzie wenge, metal, szkło, a u pani tak swojsko ...":)Chyba miał to być komentarz pozytywny. Ja w każdym razie bardzo lubię moją kuchnię, jest centrum mego mini domu dosłownie i w przenośni, a strasznie za nią tęsknię jak mnie nie ma w Polsce.

W Szwecji nadal nie ma zimy, ale zrobiło się bardzo wietrznie. Ostatnio zmasakrowało moją parasolkę, gdy szłam do pracy. Latała we wszystkie strony, wyginała się, aż w końcu mocniejszy podmuch wiatru przełamał ją na pół.






Myślałam, że po powrocie nie zastanę już świątecznych dekoracji, ale jeszcze się
trzymają. Nawet gwiazdy w oknach nadal się panoszą, więc i ja zapalam moje. Ostatnio wrcałam z pracy i ze zdumieniem stwierdziłam, że ulica jest strasznie opustoszała, choć szłam wzdłuż jednej z głównych ulic. ZA to gdy podniosłam głowę zobaczyłam że w domach prawie w każdym oknie się świeciło. Ludzie spędzali wieczór w domu.

W Szwecji wieczory są szczególnie długie, wczoraj koło 16:00 miałam wrażenie, jakby była już raczej 20:00. Warto więc znaleźć sobie coś, co ten czas umili.

W Szwecji, podobnie jak w Polsce, właśnie wszyscy cieszą się długim weekendem. Mnie grypa uziemiła w domu, ale nie narzekam na nudę, zajęłam się haftowaniem.
Dla wszystkich, którzy ponad prace ręczne przedkładają wieczór z książką polecam książkę dwóch duńskich autorów "Ostatni dobry człowiek". Określona została jako thriller filozoficzny, która to nazwa bardzo mnie zaintrygowała. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, ja pochłonęłam ją błyskawicznie. To takie skrzyżownie zapomnianego już jakby Dana Browna ze Stiegiem Larssonem.



Po tym pełnym dygresji wpisie chciałam was serdecznie pozdrowić i życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym, pełnym nadziei roku :)
Marta