Sunday, September 14, 2014

Powrót do przeszłości

Wkrótce ten blog przestanie mieć miejsce bytu zanim na dobre zdążył się rozkręcić, bo z częstotliwością umieszczania wpisów byłam zawsze na bakier. Blog "umrze" z przyczyn naturalnych, ponieważ kończy się moja sześcioletnia emigracja i w końcu wracam do domu. Wcześniej był Hamburg, a ostatnie trzy lata spędziłam w Sztokholmie. Kiedy podjęłam decyzję o powrocie poczułam jednocześnie ulgę i straszne zmęczenie. Jakby nagle przygniótł mnie ciężar tych sześciu lat latania w tą i z powrotem, rozłąki. Coraz bardziej ogarniające mnie uczucie wewnętrznego spokoju podpowiada mi, że to będzie dla mnie dobra decyzja. Uwielbiam Sztokholm i na pewno będzie mi brakowało tego miejsca, a jednocześnie cieszę się przeogromnie na myśl o powrocie do domu.

Postanowiłam, że w czasie tych nadchodzących trzech miesięcy ograniczę loty do domu, by jak najlepiej wykorzystać czas, który mi tu pozostał na doświadczanie i eksplorację. Spojrzę znów na Sztokholm oczami turysty zwiększając powoli dystans do tego miejsca. 
W ten weekend wybrałam się na wycieczkę poza Sztokholm do pięknego zamku Gripsholms. Znajduje się 65 km od Sztokholmu i można tam dotrzeć na dwa sposoby: statkiem (podobno warto, bo widok z wody na zamek jest najlepszy) lub pociągiem. Postawiłam na tą drugą opcję, by oszczędzić nieco czasu ponieważ podróż statkiem, choć niewątpliwie bardziej malownicza, zajmuje 3,5 h w jedną stronę. Pociąg dojeżdża do miejscowości Läggsta, a stamtąd to już rzut beretem do Mariefred, gdzie znajduje się zamek. Ostatni odcinek drogi przemierzyć można autobusem lub koleją żelazną. 



Tuesday, August 5, 2014

O chwytaniu szans i życiu chwilą

Sztuka chywtania szans zazwyczaj dobrze mi wychodzi, ale bywa też, że wątpliwości i strach wezmą górę i coś ciekawego mija mi koło nosa. 
Cieszę się bardzo, że gdy pojawiła się szansa wyjazdu do Szwecji, przezwyciężyłam strach i wątpliwości i postanowiłam spróbować. Gdy tylko decyzja została podjęta i machina zdarzeń została wprawiona w ruch, wszystko okazało się łatwiejsze niż myślałam. Strach tak często potrafi nas zaślepić podsuwając mroczne scenariusze i zasiewając niepokój w naszch sercach. Podczas gdy później okazuje się, że większość naszych strachów była bezpodstawna i gdybyśmy się im poddali, ominęłoby nas coś pięknego w życiu.
A tak naprawdę chciałam napisać o czymś bardzo przyziemnym - o zakupie mieszkania w Szwecji. To jedna z tych szans, której nie wykorzystałam, wątpliwości tym razem wzięły górę i nadal wynajmuję mieszkanie. 
Kiedy przyjechałam tu (już!!!)  3 lata temu, ceny mieszkań wydały mi się kosmiczne, nie wierzyłam, że mogą jeszcze bardziej pójść w górę, co najwyżej liczyłam się z ich spadkiem. A ponieważ nie wiedziałam jak długo zostanę Szwecji, wizja spłaty szewdzkiego kredytu z polskiej wypłaty zdecydowanie mnie odstraszyła. Dałam jej sobą na tyle zawładnąć, że nie widziałam żadnej innej drogi czy rozwiązania. Tymczasem przyglądałam się losom tych znajomych, którzy zdecydowali się na zakup mieszkania i z perspektywy czasu widzę, że słusznie postąpili. Jedna z tych osób opuściła już Szwecję, więc mieszkanie miała w posiadaniu zaledwie półtora roku, a jednak było warto, nie tylko ze względów finansowych, gdyż ceny w międzyczasie zdążyły pójść w górę, ale przede wszystkim dlatego, że ta osoba żyła tu bardziej pełnie, bo na swoim, odsuwając od siebie poczucie tymczasowości i zawieszenia, które często towarzyszą emigracji. 
Druga z moich znajomych pomieszkała w swoim mieszkaniu trochę dłużej. Nie żegna się ze Sztokholmem na zawsze, dlatego mieszkanie tu zachowa, jedynie wynajmie, by bez problemu móc spłacać szwedzki kredyt. Czyli jest alternatywna droga!

I tak zupełnie prozaicznie - ostatnio naszła mnie refleksja jak to jest, że w Sztokholmie nawet zapadła dziura sprzedaje się na pniu, byle tylko była w mieście. Chodzę teraz po schodach na 4 piętro, bo winda jest wyłączona z użytku ze względu na remont i przy okazji częściej spotykam sąsiadów. Wczoraj widziałam, jak jedni się wyprowadzali, a nie dawniej niż rok temu się do tego mieszkania wprowadzali. To dzięki tej niesamowitej mobliności mieszkaniowej Szwedów, rynek nieruchomości tu kwitnie ( między innymi, bo nie tylko dlatego). Młody Szwed miejsce zamieszkania zmienia kilkakrotnie, poczynając od mini kawalerki, przez większą kawalerkę lub mieszkanie dwupokojowe, aż po coś większego, gdy rodzą się mu dzieci. Dlatego każde mieszkanie znajduje nabywcę, bo jak się nie spodoba lub przestanie komuś wystarczać,  zawsze znajdzie się chętny, by je kupić. W Polsce tą rolę spełnia najem od osób prywatnych, który tutaj praktycznie nie istnieje.

Na szczęście niewykorzystane szanse nie zawsze bywają zaprzepaszczone na zawsze, zmieniają tylko formę i pod nową postacią kuszą nas do ich wykorzystania. Głęboko wierzę w prawdziwość powiedzenia, że gdy Bóg zamyka drzwi, gdzieś indziej otwiera okno. Ale okna nie wolno już nam przegapić!

Pozdrawiam i życzę Wam jak najwięcej wykorzystanych szans!
Marta

P.S. To jeszcze tylko dorzucę coś na temat okna :) Moim oknem okazało się mieszkanie w Polsce, które kupiłam rok temu z mężem i obecnie remontuję. O jego losach piszę trochę na moim drugim blogu.

Saturday, April 5, 2014

Tropem wiosny

Słońce zawitało dzisiaj do Sztokholmu, a ulice zapełniły się tłumami ludzi obudzonych z zimowego letargu, garnących się do pierwszych wiosennych promieni słońca. Pomimo że słonecznie, w Sztokholmie nadal jest dość chłodno, dlatego wybierając się dziś na spacer nie omieszkałam ubrać się na cebulkę, nawet czapka się przydała.
Uwielbiam Sztokholm za to, że nawet piechotą można tu szybko znaleźć się wśród zieleni. Dzisiaj skorzystałam z pięknego dnia i wybrałam się na spacer do Rosendals Trädgård, czyli ogrodu Rosendals.

A oto kilka migawek z mojej mini wyprawy.

Przy wejściu do szklarniowego butiku napis głosi: "wiosnę znajdziesz w środku" (lub bardziej dosłownie "wiosna jest w środku"). 








Po spacerze apetyt zazwyczaj się wyostrza, więc na coś ciepłego wpadliśmy do ogrodowej restauracji. Zupa najlepiej smakuje na świeżym powietrzu, jeszcze bardziej jeśli czeka się na nią pół godziny w kolejce, aż kiszki zaczynają marsza grać. Ale co tam, warto było czekać, zupa była przepyszna, a ten chleb... bajka! W Szwecji jakość żywności jest bardzo dobra. A w ogrodzie podawana jest oczywiście tylko żywność ekologiczna.


W Poznaniu krzewy już tydzień temu buszowały, w Sztokholmie zaś wiosna każe na siebie nieco dłużej czekać. Pierwsze jej oznaki były jednak już dostrzegalne nawet poza szklarnią. 






Próbowałam uchwycić w kadrze promienie słoneczne, ale Ipod odmawiał oddania piękna całej sytuacji. 
Ach, przydałby się aparat!



I to był koniec spaceru. Po drodze zahaczyłam jeszcze o halę targową, gdzie w końcu udało mi się zakupić kawę muminkową. Nie wierzycie?! Popatrzcie sami!



Najbardziej smakuje mi kawa z borówkami, do smakowania której zaprasza mała Mi i Włókiczyj uwiecznieni na opakowaniu.

Pozdrawiam wiosennie
Marta

Monday, March 31, 2014

Wynajem mieszkania - dwie perspektywy

Od jakiegoś czasu przybierałam się do napisania postu na ten temat, a wydarzenia ostatnich dni i tygodni skłoniły mnie do tego, by ten post w końcu popełnić.

Z perspektywy najemcy

Od 5 lat mieszkam poza Polską i w tym czasie przyszło mi znów mieszkać w wynajmowanym mieszkaniu. Ostatni raz wynajmowałam nie mieszkanie, lecz pokój, jeszcze w czasach studenckich. Teraz, pomimo że mogę sobie już pozwolić na wynajem całego mieszkania, po trochu czuję się jak za czasów studenckich. Przybyłam tu z jedną wypchaną po brzegi walizką i mój stan posiadania za wiele się od tego czasu nie zwiększył, ograniczam ilość rzeczy do minimum, żeby w razie potrzeby móc się w miarę bezproblemowo wyprowadzić. 

                                                                          Hamburg

To piękne portowe miasto przyciąga wielu przybyszów z zagranicy, jak i z samych Niemiec, więc o wynajem mieszkania nie jest tam łatwo. W lepszych lokalizacjach zmagania o wynajem mieszkania przypominają wyścig szczurów, i to dosłownie! Na wizytę w potencjalnym mieszkaniu idzie się ze swoim CV i listem motywacyjnym. Zazwyczaj staje się w szrankach z kilkudziesięcioma innymi chętnymi, którzy też właśnie w tej lokalizacji chcieliby zamieszkać. Właściciele mieszkań w kandydatach mogą przebierać jak w ulęgałkach. Mnie to szaleństwo związane z wynajmem na szczęście ominęło, w przenosinach pomagała mi firma przeprowadzkowa, która zajęła się również poszukiwaniem mieszkania. Po drugie, zatrudnienie znalazłam w firmie, która cieszy się bardzo dobrą opinią w Hamburgu, co również otwierało mi drzwi do ciekawych możliwości mieszkaniowych. 
Z mieszkania byłam bardzo zadowolona, tylko na początku pojawił się "zgrzyt". Właściciel uczynił warunkiem podpisania umowy moją zgodę na regularne sprzątanie mieszkania przez wyznaczoną przez niego sprzątaczkę. Nie chciałam się na to zgodzić przede wszystkim dlatego, gdyż nie lubię, gdy ktoś grzebie w moich rzeczach, a z tym mi się to trochę kojarzyło. Poza tym najzwyczajniej na świecie, swoje brudy wolę sprzątać sama. Ale nie było rady, jeśli chciałam mieć to mieszkanie, musiałam na ten warunek z niechęcią, acz przystać. Trochę mnie to nawet uraziło, że ktoś nie znając mnie zakłada, że zapuszczę mu mieszkanie. Teraz lepiej rozumiem tą osobę sama występując w roli wynajmującego, o czym za chwilę. Nigdy się tak naprawdę nie wie, na kogo się trafi. 

Moj kącik biurowy w Hamburgu - obowiązkowo z kubkiem kawy z emblematem miasta
A na komodzie konik z Dalarna - ta Szwecja to chyba było przeznaczenie!
Kuchnia mała i biała, ale ją uwielbiałam!

 Sztokholm

Mam chyba wyjątkowy talent do znajdowania się w miejscach, gdzie o wynajem mieszkania jest trudno. Sztokholm pod tym względem bije nawet Hamburg. Jeszcze na 3 dni przed planowanym przyjazdem do Sztokholmu nie miałam nic zaklepanego i dosłownie w ostatniej chwili zdecydowałam się na mieszkanie, które widziałam tylko na zdjęciach. Zaryzykowałam i dzisiaj jestem z tego bardzo zadowolona. 
Przez długi czas dręczył mnie strach, że za chwilę będę musiała się z tego mieszkania wyprowadzić. Nasłuchałam się historii ludzi, którzy co 6 miesięcy  musieli zmieniać miejsce zamieszkania, co zwłaszcza w obcym kraju jest wyjątkowo niekomfortowe, sprawia że chyba jeszcze trudniej się tu zaaklimatyzować. A to wszystko w dużej mierze przez to, że w Szwecji wynajem prywatny przez długi czas był mocno ograniczany. O ile dobrze mi wiadomo, jeszcze wtedy, gdy przyjechałam, wynajem mieszkania ponad 2 lata nie był możliwy, co dwa lata właściciel musiał szukać nowego najemcy. Teraz to wymaganie zmieniono, choć nie wiem dokładnie co zmieniło się w prawie. W każdym razie właściciel mieszkania nadal musi występować z wnioskiem do wspólnoty mieszkaniowej o wyrażenie zgodny na wynajem własnego mieszkania z odpowiednim uzasadnieniem, dlaczego mieszkanie chce wynająć (np. ponieważ wyjeżdża do pracy poza Szwecja, tak jest w przypadku właściciela mojego mieszkania). Wspólnota ma prawo się nie zgodzić, a nawet żądać od właściciela sprzedaży mieszkania, jeśli długofalowo nie zamierza on czy ona przyczyniać się do dobra wspólnoty mieszkając w jej obrębie. Słusznie czy niesłusznie, przyjmuje się tu, że osoba wynajmująca nie będzie w sposób wystarczający dbać o dobro wspólnoty. Przyznam, że moje pojawienie się na wiosennym sprzątaniu dziedzińca wywołało mała sensację, że się tam pojawiłam, pomimo że tylko wynajmuję tam mieszkanie...
W każdym razie jestem mega wdzięczna za to mieszkanie mając nadzieję, że jego właściciel jeszcze długo pozostanie poza granicami Szwecji i będzie chętny mi je wynajmować. 

Moje wynajmowane mieszkanie w Sztokholmie

Z perspektywy wynajmującego

Od 5 lat sama występuję również w roli właściciela wynajmującego mieszkanie. Pewien czas temu mieszkanie zwolniło się i szukałam nowych lokatorów. Spodobało się pewnej pani i bardzo chciała je wynająć, ale dopiero za dwa miesiące. Nie mogłam się na to zgodzić, ponieważ nie chciałam, by przez miesiąc mieszkanie stało puste. Pani nalegała i zaskoczyła mnie swoim myśleniem, tu cytuję "ale co pani na tym traci, przecież to tylko 300 PLN czynszu, ale w zamian ma pani konkretnego chętnego...". No tak, tylko że je za to mieszkanie spłacam jeszcze kredyt, więc ta strata byłaby dla mnie dużo większa. Na szczęście znaleźli się inni chętni i mieszkanie nie stało puste. 
Nie wiem dlaczego, ale w Polsce właściciel mieszkania jest niekiedy postrzegany jako krezus lub wyzyskiwacz. Dzisiaj w samolocie siedziałam obok starszej pani, która bulwersowała się tym, że właścicielka mieszkania, które wynajmuje jej wnuczka-studentka, wymaga pełnej płatności za okres wakacyjny.... Ręce po prostu opadają... a we mnie się aż zagotowało, ale nie chciałam kłócić się z tą panią czy próbować wyprowadzić ją z błędu, że właściciel też człowiek i też ponosi często wysokie koszty. I że wcale nie musi być instytucją dobroczynną.

Ostatni weekend, zamiast cieszyć się piękną pogodą w Poznaniu, spędziłam czas na szorowaniu mieszkania przed wprowadzeniem się nowych lokatorów. Generalnie nie mam powodów do narzekania, bo wynajmujący byli ok, z jednym małym "ale". Po zakończeniu wynajmu mieszkanie nie zostało posprzątane. Z mojego pięcioletniego doświadczenia wynika, że dziwnym trafem sprzątanie mieszkania w pojęciu najemcy ogranicza się w dużej mierze do wyniesienia swoich rzeczy.

Teraz lepiej rozumiem właściciela mieszkania z Hamburga. Wynajmował mieszkanie, zanim ja się tym zajęłam i poznałam co to znaczy. Zrozumiałam, że miał kiepskie doświadczenia w kwestii poczucia czystości wynajmujących i obdarzał ich ograniczonym zaufaniem, w czym miał dużo racji.
Bynajmniej nikogo nie zniechęcam do wynajmu, co najwyżej stwierdzam, że najemcy bywają na bakier z pojęciem czystości, lub też mają jego inną wykładnię. 

To takie moje przypadkowe refleksje na temat wynajmu i najmu mieszkania.
Pozdrawiam
Marta


Monday, March 3, 2014

Bitwa o dom

Bynajmniej nie mam zamiaru pisać o tym chyba popularnym programie telewizyjnym, ale o sytuacji z jaką zmierzyć się musi potencjalny nabywca mieszkania w Sztokholmie. Faktem jest, że mieszkać w Sztokholmie chce wielu, ale niestety mieszkań nie przybywa równie szybko co chętnych na nie. Finalnie w Sztokholmie zamieszka zatem ten, kto da więcej, dosłownie. Podejrzewam, że w Szwecji zakup mieszkania zaliczany jest do jednego z najbardziej stresogennych przeżyć. Od ponad dwóch lat obserwuję zmagania Szwedów i nie Szwedów w pogoni za wymarzonym lokum i nadziwić się nie mogę, jak ludzie się w ten zakup mieszkania angażują. Prawda jest taka, że chcą czy nie chcą, muszą w tym całym szaleństwie brać udział, jeśli nie zrezygnują z marzenia o w miarę centralnej lokalizacji. 
Pamiętam jak na przełomie 2007 i 2008 próbowałam kupić swoje pierwsze mieszkanie w Poznaniu i w wielu miejscach odchodziłam z kwitkiem, bo byłam 6 lub 7 w kolejce na mieszkanie, bo tylu było chętnych. Finalnie udało mi się u jednego z deweloperów wskoczyć na pozycję nr 1 do mieszkania, ale tylko dlatego że nachodziłam ich de facto zanim wprowadzili ofertę do sprzedaży. Ale to i tak nic w porównaniu z tym co dzieje się w Szwecji. Ceny rosną w oczach. 
Chciałam wam pokazać przykład bitwy o mieszkanie ze znanej i lubianej strony pośrednictwa nieruchomości z Goteborga czyli Alvhem Makleri. Ich strona właśnie przeszła re-launch oraz pojawiła się na niej nowa funkcjonalność, można obserwować proces licytacji mieszkania w górę!
To mieszkanie o powierzchni 56 metrów zostało wystawione na sprzedaż w cenie 2,65 mln SEK czyli w przeliczeniu na złotówki ponad 1 mln PLN! Kwota ta była oznaczona jako cena akceptowalna -"accepterat pris" - czyli jako taka, za którą sprzedający jest gotowy sprzedać to mieszkanie.


 Ale to dopiero początek... 
Po visning, czyli oficjalnym oglądaniu mieszkania, najwyraźniej przypadło ono do gustu wielu kupującym, bo rozpoczęli o nie zaciekłą bitwę. To podsumowanie przedstawia historię zmagań licytujących. Na chwilę obecną cena mieszkania została podbita już do 3, 34 mln SEK - to aż 26% więcej niż wynosiła cena ofertowa!!!! I jak tu nie zwariować, gdy chcesz po prostu kupić mieszkanie... a jego cena rośnie w oczach!


Hmm, nie wiem co jest tak wyjątkowego w tym mieszkaniu, że warto o niego tak zaciekle walczyć. Na pewno jest bardzo ładne, jak to z Alvhem, ale czy warte aż tyle... Sami zobaczcie:

Źródło: Alvhem Makleri
Pozdrawiam serdecznie
Marta

Friday, January 17, 2014

Miesiąc "lusekatter"

Mowa oczywiście o grudniu, w którym to miał powstać ten post i powstania się nie doczekał. Grudzień minął niesamowicie szybko, zdecydowanie zbyt szybko. Na święta jechałam do Polski i choć z jednej strony cieszyłam się na dłuższy pobyt wśród najbliższych, szkoda było opuszczać Sztokholm, który w okresie świątecznym wygląda prawdziwie magicznie. Grudzień to obok miesięcy letnich to moja ulubiona pora roku w Szwecji. Dzień jest krótki (ale nie aż tak bardzo krótszy niż w Polsce, z tymi ciemnościami, o których się mówi, to przesada, przynajmniej jeśli mówimy o Sztokholmie), ale gdy tylko robi się ciemniej, Sztokholm rozbłyska tysiącami świateł i światełek umieszczonych w oknach, najczęściej mieni się za sprawą lamp w kształcie gwiazd. I w moim oknie gwiazd nie mogło zabraknąć i choć grudzień już dawno za nami, gwiazdy nadal oswajają ciemności.
Co do lusekatter czyli adwentowych bułeczek drożdżowych z dodatkiem szafranu - od razu je polubiłam. Tak to z nimi jest, że albo się ich smaku nie znosi, albo się od niego uzależnia. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Poza adwentem lusekatter nie uświadczysz. To trochę jak w Poznaniu rogale świętomarcińskie. Kiedyś moi goście wybrali się w styczniu do cukierni w nadziei, że spróbują tego przysmaku. Sprzedawczyni zrobiła wielkie oczy i z wyrzutem powiedziała "rogale w styczniu! nie mamy" tonem dającym do zrozumienia, że popełniło się bluźnierstwo. 
Do tej pory wciągałam na potęgę lusekatter z wszelkiej maści supermarketów i cukierni. Twierdziłam, że są dobre do czasu, gdy nie spróbowałam tych domowych. W tym roku dostałam zaproszenie na pieczenie tych sławetnych bułeczek. Frajdy było co nie miara, bułeczki wyszły wyśmienite. A oto efekt naszych piekarniczych zmagań :)






Kolejne lusekatter zjem pewnie dopiero za rok, chyba że mnie coś podkorci i upiekę "nielegalnie", znaczy poza adwentem ;)

Pozdrawiam serdecznie
Marta

Sunday, October 20, 2013

JUST DO IT!

Czasami słyszę pytanie rzucone w kontekście różnych dziedzin życia: "ale jak to zrobiłaś?". Po prostu zrobiłam, nie mam innego wytłumaczenia. Ale jak udało ci się wyjechać na studia zagraniczne? Po prostu złożyłam aplikację i wyjechałam. Ale jak udało ci się kupić mieszkanie? Złożyłam wniosek o kredyt i kupiłam. Niby proste jak drut, a my cały czas zadajemy sobie to samo pytanie niepotrzebnie komplikując to, co w rzeczywistości jest dziecinnie proste. Sami stwarzamy sobie bariery, których tak naprawdę często nie ma, wymyślamy dziesiątki przeszkód i wymówek. Muszę sobie o tym również często przypominać, bo chociaż jestem tego świadoma i niejednokrotnie z sukcesem stosowałam tą zwykłą  filozofię "po prostu robienia", to nie mogę pozbyć się tendencji do komplikowania spraw. 

 
 Źródło: 1. Pinterest 

Mój mąż ostatnio wysłał mi ciekawy cytat Harv'a Ecker'a. Niby dziecinnie proste, a jednak nie. 

Tutaj oryginał angielski:

Here’s another problem people have—fear and uncertainty. You’re not going to know how to do what you want to do before you do it, and most people are waiting to know enough to be able to take action and go do it, which will never come.
You didn’t learn to drive a car by watching a video, did you? You got in the car, sputtered between the brake and the gas—driving your parent somewhere between frightened and resigned—but then you finally got pretty good at it. The things you want to do you have to do!

A tu w moim koślawym tłumaczeniu:

Problemem ludzi jest strach i niepewność. Nie będziesz wiedzieć, jak zrobić to, co chcesz zrobić, zanim to zrobisz, a większość ludzi czeka, by zdobyć wystarczającą wiedzę, by podjąć działanie i zrobić to, ale ta chwila nigdy się nie nadchodzi.   

Nie nauczyłeś się jeździć samochodem oglądając film, nieprawdaż? Wsiadłeś do samochodu, stękającego między hamowaniem a dodawaniem gazu, doprowadzając swego rodzica na pogranicze strachu i rezygnacji ale finalnie stałeś się całkiem dobrym kierowcą. Te rzeczy, które chcesz zrobić, musisz ZROBIĆ!
 Źródło 2. Pinterest

Dość tego gadania! Zabieram się za robotę!
Pozdrawiam serdecznie
Marta