Saturday, January 7, 2012

Zimowe wieczory

Wróciłam z Polski i już tęsknię. A im robię się starsza, tym tęsknię bardziej.Kiedy inni myślą jak tu na święta czy na sylwestra wyjść z domu, ja się zapieram i nie wychodzę, bo dla mnie to prawdziwy przywilej móc w końcu zawitać we własnym domu. Pewnie siedziałabym teraz w mojej ukochanej kuchni, magicznie oświetlonej świątecznymi gwiazdkami, napawając się jej wyjątkową dla mnie atmosferą.
Próbowałam ją uchwycić, ale na zdjęciach za bardzo nie wyszło, tym bardziej że mój aparat jest już prawie prehistoryczny.





Jakiś czas temu był u nas pan od sprawdzania wentylacji. Rozglądał się badawczo po kuchni, myślałam, że czegoś szuka w związku z przeglądem. Okazało się po chwili że tak zwyczajnie oglądał sobie moją kuchnię, a po dokonaniu lustracji stwierdził "chodzę po różnych kuchniach, teraz to wszędzie wenge, metal, szkło, a u pani tak swojsko ...":)Chyba miał to być komentarz pozytywny. Ja w każdym razie bardzo lubię moją kuchnię, jest centrum mego mini domu dosłownie i w przenośni, a strasznie za nią tęsknię jak mnie nie ma w Polsce.

W Szwecji nadal nie ma zimy, ale zrobiło się bardzo wietrznie. Ostatnio zmasakrowało moją parasolkę, gdy szłam do pracy. Latała we wszystkie strony, wyginała się, aż w końcu mocniejszy podmuch wiatru przełamał ją na pół.






Myślałam, że po powrocie nie zastanę już świątecznych dekoracji, ale jeszcze się
trzymają. Nawet gwiazdy w oknach nadal się panoszą, więc i ja zapalam moje. Ostatnio wrcałam z pracy i ze zdumieniem stwierdziłam, że ulica jest strasznie opustoszała, choć szłam wzdłuż jednej z głównych ulic. ZA to gdy podniosłam głowę zobaczyłam że w domach prawie w każdym oknie się świeciło. Ludzie spędzali wieczór w domu.

W Szwecji wieczory są szczególnie długie, wczoraj koło 16:00 miałam wrażenie, jakby była już raczej 20:00. Warto więc znaleźć sobie coś, co ten czas umili.

W Szwecji, podobnie jak w Polsce, właśnie wszyscy cieszą się długim weekendem. Mnie grypa uziemiła w domu, ale nie narzekam na nudę, zajęłam się haftowaniem.
Dla wszystkich, którzy ponad prace ręczne przedkładają wieczór z książką polecam książkę dwóch duńskich autorów "Ostatni dobry człowiek". Określona została jako thriller filozoficzny, która to nazwa bardzo mnie zaintrygowała. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, ja pochłonęłam ją błyskawicznie. To takie skrzyżownie zapomnianego już jakby Dana Browna ze Stiegiem Larssonem.



Po tym pełnym dygresji wpisie chciałam was serdecznie pozdrowić i życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym, pełnym nadziei roku :)
Marta

2 comments:

  1. Witam. Ja też spędziłam kilka lat na emigracji. W innym kraju, ale wiatr łamał tam parasolki podobnie. To chyba taki urok wysp (półwyspów). Z czasem nauczyłam się składania parasolki przy silniejszych porywach.
    Moim marzeniem jest odwiedzenie któregoś z krajów skandynawskich. Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga. Będę tu zaglądać.
    Pozdrawiam,
    Kasia

    ReplyDelete
  2. Cześć Kasiu!
    Ja też się cieszę, że tu trafiłaś, może też dorzucisz trochę swoich doświadczeń emigracyjnych.
    Co zatem robiłaś jak padało? Mokłaś?
    Zapraszam serdecznie
    Marta

    ReplyDelete