Wednesday, December 21, 2011

Pralka dobrem luksusowym

Gnalam dzis szybko po pracy do domu, bo mialam.... zabukowana pralke. Bukuje juz od trzech miesiecy, ale nadal ciezko idzie mi sie przyzwyczaic do tego systemu. Nigdy wczesniej nie zastanawialam sie nad tym, jak to dobrze jest miec pralke w domu i moc z niej korzystac wedle uznania, no moze za wyjatkiem godzin nocnych, bo po prostu byla i juz. Byla to najbardziej oczywista rzecz na swiecie, jak sie okazuje, nie w Szwecji. Pralka tutaj to dobro luksusowe. Nie, nie ze wzgledu na cene, kosztuje tyle ile w innych czesciach Europy. Tylko rzadko kto ma na nia miejsce w domu, przynajmniej w lazience. Moja lazienka jest taka mini, ze gdybym zdecydowala sie wstawic do niej pralke, to juz bym nie weszla do tej lazienki. Znaczy pralka albo ja. Zatem jesli macie pralke w lazience, a do tej pory wydawala sie, ze wasza lazienka jest mala, to chcialabym wyprowadzic was z bledu - dysponujecie salonem kapielowym!!!
Moje wynajmowane mieszkanie jest na tyle duze, ze spokojnie moglaby sie tu zmiescic pralka - metraz to 55 metrow. Ale kto by sie takim czyms przejmowal, skoro mozna skorzystac ze wspolnej pralki, co czyni znaczaca liczba Szwedow. Zastanawiam sie, jak moze im nie brakowac pralki w domu. Ale moze to jest tak, ze jak ktos takiego luksusu nie doswiadczyl , to moze nie wie nawet, co traci.
Ostatnio o malo nie parsknelam smiecham, gdy uslyszalam opinie z ust Szweda, ze Szwedzi nie kupuja pralek, bo to drogi sprzet. Zobaczcie jak przez takie przesady ludzie sami sobie utrudniaja sobie zycie (akurat ci znajomi maja bardzo duze mieszkanie, a nawet spora lazienke, bo w nowym budownictwie, w ktorej mogliby spokojnie zmiescic kilka pralek. Wola jednak nosic pranie do piwnicy w sasiednim budynku.
Panuje opinia, ze to ekologiczne. Jakos mnie to nie przekonuje. Z trudem zapelniam jedna pralke, bo to sa wielkie bebny przemyslowe, wiec nie sadze by to bylo ekologiczne. A takich osob jak ja jest tu cale zatrzesienie. Sztokholm to podobno jedno z najwiekszych skupisk singli w Europie.
W kazdym razie tesknie za moja pralka, ktora zostala w Polsce. Tesknie za luksusem korzystania z niej o dowolnie wybranej porze (poza mocno nocna oczywiscie :).
Jutro zbieram sie do Polski i na pewno nie omieszkam skorzystac z luksusu pralki w domu :)

Pozdrawiam Was serdecznie
Marta

Sunday, December 18, 2011

Swiatecznych zakupow szal

Nie przepadam za robieniem zakupow, tym bardziej w okresie swiatecznym. Chyba ze najdzie mnie natchnienie i wtedy w jeden dzien nadrabiam wszystkie zakupowe zaleglosci. Dzisaj musialam sie zmusic, by sie w koncu wybrac. Wprawdzie wiekszosc prezentow kupilam juz wczesniej badz przez Internet, ale musialam cos sobie sprawic na impreze swiateczna, ktora sie nam szykuje w pracy. Nie zebym nic w szafie nie miala, ale okazalo sie, ze z rzeczy imprezowych zdazylam w miedzyczasie "wyrosnac".
Na zakupy wybralam sie w niedziele po poludniu, celowo, bo wiedzialam, ze wtedy ruch jest juz zdecydowanie mniejszy. Tak wygladala dzis wieczorem jedna z glownych ulic zakupowych.









Pieknie przystrojona witryna jednego ze sztandarowych sztokholmskich domow handlowych z tradycjami.





Dzisiaj spadl pierwszy snieg w Sztokholmie. Padalo tak, ze rozmokla cala moja zakupowa torba, bo dostalam papierowa. Caly czas balam sie, ze rozpadnie sie w pewnym momencie i wszystko wyladuje w brudnej, sniegowej brei. I rozpadla sie, ale na szczescie dopiero po tym jak przekroczylam prog domu.

Przy okazji kupilam prezent sobie - bizuterie ze sklepu Brothers & Sisters. Wlasciwie to szukalam prezentu urodzinowego dla kolezanki i tez jej cos kupilam, ale jak zaczelam ogladac, to wpadlam totalnie. Maja taki fajny system, ze wisiorki i lancuszki mozna wybrac oddzielnie, a wszystko w bardzo przystepnych cenach.



Bardzo spodobal mi sie wisiorek z napisem "kärlek" czyli po szwedzku milosc. Po szwedzku, w przeciwienstwie do angielskiego, nie brzmi to tak tandetnie, chyba dlatego ze slowo nie jest tak wyswiechtane i ograne na wszelkie mozliwe sposoby.



Potrzebowalam jeszcze czarnej kredki i postanowilam w koncu wpasc do sklepu Face Stockholm, lokalnej marki makijazowej. Miala byc tylko jedna rzecz, a finalnie w torebce wyladowalo wiecej niz sie spodziewalam.



Kredka zostala juz wyprobowana i musze powiedziec, ze jest genialna. Zdecydowanie udany zakup!

Pozdrawiam cieplo
Marta

Droga do pracy

W Polsce poruszalam sie wszedzie komunikacja miejska, az w koncu zdobylam upragnione prawo jazdy i przestawilam sie na 4 kolka. Nie na dlugo jednak, bo w Hamburgu okazalo sie, ze w sumie samochod nie jest mi potrzebny. Wszedzie problem z parkowaniem i drogi garaz, stwierdzilam, ze nie chce sie w to pakowac i kupilam sobie po prostu rower. Przestawic sie nie bylo latwo, ale na szczescie mialam juz wprawe z czasow studenckich, gdy w Danii wszedzie pomykalam na rowerze. Musialm tylko odwiezyc dawne wspomnienia i czy to deszcz, czy snieg, przemierzalam droge do pracy na moich ulubionych dwoch kolkach. Przy okazji kazdego dnia fundowalam sobie dawke ruchu.
Oczywiscie pomyslalam, ze po przeprowadzce do Szwecji rower pozostanie moim nieodlacznym towarzyszem. Wyobrazalam sobie Sztokholm jako kolejne miasto rowerow, gdzie ludzie staraja sie zyc jak najbardziej ekologicznie. Niestety przezylam spore rozczarowanie, gdy okazalo sie, ze Sztokholm nie jest wcale tak przyjazny rowerzystom, sciezek brakuje na kazdym kroku, a ludzie wybieraja raczej transport miejski, zreszta swietnie zorganizowany.
Po trzech latach jezdzenia rowerem ciezko bylo mi jednak wyobrazic sobie codzienne tloczenie sie w autobusach, przestawilam sie zatem na naped wlasny, nozny. I jestem z tego niezmiernie zadowolona. Codziennie spaceruje do pracy, zabiera mi to pol godziny, wiec w sumie nie tak dlugo. To moj czas na rozmyslanie, rozgladanie sie, rozjasnianie umyslu po dniu spedzonym w zamknietym budynku i lapanie swiezego powietrza. Rano zas czas na obudzenie sie.

A droge do pracy mam naprawde piekna. Wszedzie dawne kamienice pieknie odrestaurowane, teraz dodatkowo pieknie oswietlone dekoracjami adwentowymi.

Kilka migawek z mojej codziennej drogi. Czy uwierzycie, ze to zdjecie bylo zrobione w grudniu!





A jak wyglada wasza droga do pracy? Lubicie ten czas?
Pozdrawiam
Marta

W koncu

Z mysla o utworzeniu tego bloga nosilam sie juz bardzo dawno, ale jakos nigdy nie moglam zaczac. Moze potrzeba bylo tej przeprowadzki do Szwecji, gdzie wlasnie przebywam i doswiadczenia ciemnych dni, gdy nie chce sie nawet nosa za drzwi wysciubic, by ten blog w koncu powstal. A wiadomo, jak sie zacznie, to czesto idzie sie za ciosem i mam nadzieje, ze teraz tez tak bedzie, najtrudniej jest w koncu zaczac, ale lepiej pozno niz wcale ;)

Dzisiaj policzylam, ze na emigracji lacznie i z przerwami spedzilam 5 i pol roku (nie liczac w tym oczywiscie wyjazdow wakacyjhnyc). Czyli dokladnie 1/6 mego zycia. Liczba ta moze nie jest imponujaca, znajda sie bowiem tacy, ktorzy cale zycie spedzili na emigracji, ale nie chodzi tu o porownania z innymi. Po prostu stwierdzam fakt, a wloczegostwo, ktore praktykuje, jest czyms co wplywa na moje zycie i po czesci jest moim sposobem na zycie.

Wlasciwie to nie wiem skad sie wziela ta chec do wloczenia sie po roznych krajach, moja rodzina praktykuje zdecydowanie osiadly tryb zycia i czesciowo nawet nie rozumieja po co mi to wszystko. Jest we mnie jednak jakas ciekawosc, ktora pcha mnie do doswiadczania tego, co nowe. Lubie zmiany i nawet sama je prowokuje, bo lubie jak co sie dzieje.

Na pewno to wszystko ma tez zwiazek z moim zamilowaniem do jezykow. Zaczelo sie od telewizji satelitarnej, ktora na poczatku lat 90-tych zawitala do naszego domu. Moglam ogladac rozne zagraniczne programy, Ulice Sezamkowa, DJ Cat na Sky One i strasznie, ale to strasznige chcialam rozumiec co oni mowia, bo programy byly nadawane w wersji oryginalnej. Moi rodzice potrafili odczytac moje marzenie i wkrotce zapisali mnie na angielski, za co jestem im dzisiaj bardzo wdzieczna. Na te zajecia chodzilam z prawdziwa przyjemnoscia i z wielka radoscia obserwowalam, ze moge rozszyfrowac powoli pierwsze slowa, az w koncu zrozumiec kontekst. Pierwsza okazja uzycia jezyka natrafila sie, gdy mialam 13 lat i pojechalam po raz pierwszy w zyciu za granice do Paryza do Disneylandu. Bylam z siebie dumna, gdy po angielsku zapytalam o droge. Niestety, odpowiedzi juz nie zrozumialam, ale bynajmniej nie zrazilo mnie to do nauki jezykow, chec rozumienia okazala sie duzo silniejsza.

Na dluzej wyjechalam na 2,5 roku dopiero w czasie studiow, najpierw do Danii, pozniej do Francji. Potem mialam tego przebywania za granica serdecznie dosc i marzylam o tym, zeby wrocic. Staralm sie o prace w Polsce, ale jak na zlosc telefon milczal jak zaklety pomimo kilku solidnych CV, ktore wyslalam. Pakowalam sie juz niemal do Frankfurtu, gdy w koncu zadzwonil telefon i dostalam wymarzona prace. Powiedzialam sobie, ze jak kiedys bede chciala to wyjade, a teraz chce na jakis czas zostac. Okazja natrafila sie po 4 latach i tak oto znalazlam sie w Hamburgu na niemal 3 lata. Nadal nie moge uwierzyc, ze spedzilam tam az 3 lata, to wszystko wydaje sie tylko chwila. Po Hamburgu mialam wracac do Polski, taki byl przynajmniej plan. A tu znow pojawila sie kolejna opcja wyjazdu, tym razem do Szwecji.

Tak oto jestem na polnocy od trzech miesiecy i na lamach tego bloga bede dzielic sie moimi spostrzezeniami z zycia na emigracji z wyboru. Moze nie codziennie, ale mam nadzieje dosc regularnie. Codziennik, bo bedzie o dniu codziennym, ktory wbrew pozorom bywa bardzo ciekawy i kolorowy.

Pozdrawiam serdecznie
Marta