Friday, January 17, 2014

Miesiąc "lusekatter"

Mowa oczywiście o grudniu, w którym to miał powstać ten post i powstania się nie doczekał. Grudzień minął niesamowicie szybko, zdecydowanie zbyt szybko. Na święta jechałam do Polski i choć z jednej strony cieszyłam się na dłuższy pobyt wśród najbliższych, szkoda było opuszczać Sztokholm, który w okresie świątecznym wygląda prawdziwie magicznie. Grudzień to obok miesięcy letnich to moja ulubiona pora roku w Szwecji. Dzień jest krótki (ale nie aż tak bardzo krótszy niż w Polsce, z tymi ciemnościami, o których się mówi, to przesada, przynajmniej jeśli mówimy o Sztokholmie), ale gdy tylko robi się ciemniej, Sztokholm rozbłyska tysiącami świateł i światełek umieszczonych w oknach, najczęściej mieni się za sprawą lamp w kształcie gwiazd. I w moim oknie gwiazd nie mogło zabraknąć i choć grudzień już dawno za nami, gwiazdy nadal oswajają ciemności.
Co do lusekatter czyli adwentowych bułeczek drożdżowych z dodatkiem szafranu - od razu je polubiłam. Tak to z nimi jest, że albo się ich smaku nie znosi, albo się od niego uzależnia. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Poza adwentem lusekatter nie uświadczysz. To trochę jak w Poznaniu rogale świętomarcińskie. Kiedyś moi goście wybrali się w styczniu do cukierni w nadziei, że spróbują tego przysmaku. Sprzedawczyni zrobiła wielkie oczy i z wyrzutem powiedziała "rogale w styczniu! nie mamy" tonem dającym do zrozumienia, że popełniło się bluźnierstwo. 
Do tej pory wciągałam na potęgę lusekatter z wszelkiej maści supermarketów i cukierni. Twierdziłam, że są dobre do czasu, gdy nie spróbowałam tych domowych. W tym roku dostałam zaproszenie na pieczenie tych sławetnych bułeczek. Frajdy było co nie miara, bułeczki wyszły wyśmienite. A oto efekt naszych piekarniczych zmagań :)






Kolejne lusekatter zjem pewnie dopiero za rok, chyba że mnie coś podkorci i upiekę "nielegalnie", znaczy poza adwentem ;)

Pozdrawiam serdecznie
Marta

8 comments:

  1. Marta, wyglądają pysznie!
    Pozdrawiam serdecznie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, były pyszne! Zostałam obdarzona zawiniątkiem z lusekatter na drogę. Wzbraniałam się przed tak dużą ilością, że kiedy bym to zjadła... i zjadłam wszystko do ostatniego okruszka po przybyciu do domu, nie mogłam się im oprzeć :)

      Delete
  2. Mi od jesieni , każdy miesiąc gdzieś umykał, nawet dzisiaj uświadomiłam sobie, że za tydzien bedzie już Luty.
    W sztokholmie byłam juz parokrotnie, nawet bez tych pieknych grudniowych świateł, wyglada bardzo atrakcyjnie, jak dla turysty;) Ma w sobie siłę przyciągania.
    Pozdrawiam gorąco

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zdecydowanie, przyciąga. Ja mieszkam tu już ponad dwa lata i nacieszyć się tym miastem nie mogę.

      Delete
  3. Moje ulubione, jakie sliczne Ci wyszly i na pewno smakowaly suuuper szafranowo..mniaaam:) Nigdy nie moge sie doczekac okresu swiat bo tylko wtedy mozna je dostac :(
    Obiecalam sobie kupic szafran w tym roku ale na obiecankach sie skonczylo -niestety. Wiec zostalo czekac do grudnia.
    Pozdrawiam Cie Martusiu goraco z Nynäshamn :)
    Agnes

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cześć Agnes,
      To było po prostu niebo w gębie! Mam nadzieję, że tobie udało się spróbować chociaż tych z cukierni. Ja też miałam kupić szafran i piec w domu, ale jakoś nie wyszło. Gdyby nie moja koleżanka, nie spróbowałabym smaku domowych lusekatter.

      Delete
  4. A może jakiś przepisik na te bułeczki :). Cieszę się, zż tu w końcu zajrzałaś :). Pozdrawiam.

    ReplyDelete
  5. Zapraszam do powstającego spisu blogów. spisiocenablogow.blogspot.com

    ReplyDelete